W stronę stacji kolejki zmierzała także spora grupa młodzieży z rowerami i tak po drodze zastanawiałam się, ile trzeba będzie poczekać zanim oni z tymi rowerami załadują się i pojadą w górę? Stanęłam obok odjeżdżających gondoli i czekałam ale tylko chwilkę, bo pan obsługujący kolejkę poprosił najpierw mnie do wyjazdu. Bardzo mnie to ucieszyło, bo czasu jak zwykle nie miałam za wiele a także i to, że taką uprzejmość rzadko spotykałam we Włoszech.
Od wschodniej strony widać w dole przełęcz Foscagno i osiedle na wysokości 2290 m., a ja jestem dużo, dużo wyżej.
Na południu ośnieżony szczyt dolomitów. To chyba grupa Dolomitów Ortles a za nimi tam dalej Merano.
Tu zachodnia część doliny, tam u dole biegnie droga na Przełęcz Forcola, za parę godzin pojadę nią do domu ale jeszcze chwilkę można popatrzeć.
Po lewej stronie widać jezioro Gallo.
Turystów z plecakami ani śladu tylko kilometry tras rowerowych i rowerzystów.
Ostatnim, przepięknym zakątkiem, który obejrzałam w Livigno to było Jezioro Gallo. Znajduje się po wschodniej stronie doliny i tą drogą szłam prawie godzinę wzdłuż jeziora aż do schroniska.
Po przeciwnej stronie droga prowadząca do zapory, potem na Przełącz Gallo i dalej do Szwajcarii.
Ooo.. chyba ośla sjesta, żadnej reakcji na głaskanie nie było.
W drodze powrotnej kliknęłam jeszcze kilka zdjęć.
Płaskie dno doliny i zaraz wznosi się w górę prawie pionowe zbocze ogromnej góry. Takie ukształtowanie terenu spotykałam w Alpach bardzo często.
Była to moja ostatnia wycieczka do Livigno, ostatnie zdjęcia, więcej nie będzie.
Przyjeżdżałam tu wiele razy, o każdej porze roku. W zimie oglądałam ogromne śniegowe i lodowe rzeźby, latem jadłam lody pod parasolem i piłam kawę jak większość turystów, bo upał nie pozwalał na spacer. Pięknie było zawsze wiosną, kiedy wszystkie balkony domów i hoteli tonęły w kwiatach (więcej kwiatów widziałam tylko w Zermacie). Najpiękniej w Livigno było w jesieni, w dolinie, na zboczach wszystkie możliwe kolory i ośnieżone szczyty Alp.
Zaglądnęłam tu w każdy zakątek, znam wszystkie uliczki i tam gdzie było możliwe przeszłam pasmem gór wznoszących się po obu stronach doliny, i mimo to, jakoś smętnie mi było, kiedy pomyślałam, że tu więcej nie wrócę, bo mój pobyt we Włoszech się kończył.
Byłam tam dwa razy ale zima, choć już wtedy podejrzewałam, ze jest tam co i robić w innych polach roku!
OdpowiedzUsuńA co do osiołka, myślałam, ze wpadł w sieci😄
Tu o każdej porze roku pięknie i ciekawie. Jeden osiołek spał w sieci a drugi schował się w krzku i drzemał na stojąco.
UsuńPięknie... aż się rozmarzyłam.
OdpowiedzUsuńPatrząc na Alpy można marzyć albo nic nie myśleć tylko patrzeć i rejestrować w pamięci takie widoki.
UsuńCudownie spędzony czas. Widoki z góry prześliczne. Na dole ciekawa zabudowa i murale. Też tak bym chciał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję :)
Sceny malowane na zewnętrznych ścianach alpejskich domów są niesamowicie piękne, i bardzo różne, zależnie od regionu Alp.
UsuńAle nie mogłam ich sfotografować z jadącego autobusu, a szkoda... Pozdrawiam.
Dolomity są piękne, nie mogę się napatrzeć na Twoje zdjęcia, bo my zawsze jeździmy tam zimą na narty i nie pomyślałam, żeby pojechać w inną porę roku i zobaczyć co się pod tym śniegiem kryje :) może w przyszłe wakacje się przyda, na razie planujemy sobie zimowy sezon tam :)
OdpowiedzUsuń